Przed dwoma laty „inflacja” odmieniana była przez wszystkie przypadki. W ubiegłym roku królowała „dezinflacja”. Czy teraz pora na „stagflację”? I jak ułożyć portfel w jej otoczeniu?
Borge Brende, przewodniczący Światowego Forum Ekonomicznego, przedstawił kilka dni temu perspektywy dla gospodarki światowej stwierdzając, że świat czeka dekada niskiego wzrostu, jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie kroki. Ostrzegł, że wskaźniki globalnego zadłużenia są zbliżone do poziomów nienotowanych od lat dwudziestych XIX wieku, a dla gospodarek rozwiniętych istnieje ryzyko stagflacji.
Pierwsze jej zalążki widzieliśmy już w czwartkowych danych z amerykańskiej gospodarki, gdzie jednocześnie rozczarowała dynamika wzrostu PKB (poniżej prognoz) i bazowa inflacja PCE (powyżej prognoz).
Z kolei w raporcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego zauważono, że światowy dług publiczny wzrósł w zeszłym roku do 93% PKB i nadal był o 9 pkt proc. wyższy niż poziom przed pandemią. MFW prognozował, że do końca dekady światowy dług publiczny może osiągnąć prawie 100% PKB.
Jeśli scenariusz stagflacji faktycznie zacząłby się utrwalać na poziomie amerykańskiej gospodarki i rozlewać na pozostałe rynki, warto mieć świadomość tego:
- jak wymagające jest to otoczenie dla polityki monetarnej i fiskalnej
- jaki jest koszt wyjścia ze spirali zadłużenia (rolki po coraz wyższej stopie %)
- jakich aktywów w takim otoczeniu unikać
- które aktywa poradzą sobie relatywnie najlepiej
- czy postawić na obligacje, surowce, nieruchomości, metale szlachetne czy może akcje (value, growth?)
I właśnie o tym w materiale poniżej:
Tomasz Gessner