Jak powszechnie wiadomo, złoto i srebro pełnią różnorakie role. W przypadku złota to przede wszystkim polisa ubezpieczająca w długim terminie kapitał przed utratą siły nabywczej, ale i chroniąca przed poważnymi zawirowaniami w systemie finansowym (np. hiperinflacja, upadki banków), czy ryzykami militarnymi (duża koncentracja wartości w niewielkiej objętości metalu, gdy zajdzie konieczność natychmiastowego opuszczenia miejsca zamieszkania). Srebro, które pełniło już kiedyś rolę środka wymiany, ma w znacznie większej mierze także zastosowania przemysłowe, a do tego jest zdecydowanie bardziej zmienne od złota. Zatem w jego przypadku inwestorzy liczą nie tyle co na przechowanie wartości, co na jej zdecydowane zwiększenie, gdy ruszy hossa na metalach szlachetnych.
Ekspozycja na fizyczny metal, czy to w charakterze ubezpieczeniowym, czy też inwestycyjnym, powinna być traktowana jako podstawa części portfela dedykowanej metalom szlachetnym. Gdy już jednak o tę podstawę zadbamy, część z inwestorów, którzy mają zdecydowanie większy apetyt na ryzyko, zainteresować się może również spółkami wydobywczymi. Te z kolei cechują się jeszcze większą zmiennością względem cen samych metali.
Skąd tak duża zmienność akcji górników?
Wyobraźcie sobie, że np. całkowity koszt wydobycia uncji złota to w danej spółce 1200 USD. Cena złota to z kolei 1300 USD. Spółka zarabia zatem 100 USD na każdej wydobytej uncji. Teraz cena złota rośnie do np. 1700 USD, a więc o 30,7%. Jak zmieni się sytuacja spółki wydobywającej złoto? Z dotychczasowego zysku 100 USD na uncji teraz zarabia ona już 500 USD (oczywiście przy założeniu, że nie zmieniły się w międzyczasie koszty), a więc 5-krotnie więcej. W trakcie hossy na metalach szlachetnych takie spółki postrzegane są jako lewarowana ekspozycja. Jak to jednak z lewarem bywa, działa on w obie strony, zatem gdy przyjdzie jakaś gwałtowna korekta, bądź płynnościowy krach na całym rynku, tego typu akcje bardzo boleśnie to odczują.
Uwaga na koszty
Elementem, który może pokrzyżować nieco plany inwestującym w spółki wydobywcze, mogą być rosnące koszty związane z taką działalnością, przy jednocześnie poruszającej się w horyzontalnym ruchu cenie wydobywanego metalu. To dokładnie przypadek z ostatnich niespełna trzech lat. Po odhaczeniu szczytu na złocie i srebrze w sierpniu 2020 roku, weszliśmy w okres potężnych napięć związanych z rosnącymi niemal na całym globie cenami. Te odbiły się na kosztach działalności wielu przedsiębiorstw (chociażby koszty energii i pracy), w tym górników metali szlachetnych. Gdy rosną koszty wydobycia metalu, a jednocześnie przestała rosnąć jego cena, siłą rzeczy kurczy się marża generowana na takowym wydobyciu, a więc i kurczyć będzie się zysk. Spójrzcie chociażby na przykład poniżej, a więc porównania korekty na cenie srebra i skali korekty na spółce First Majestic Silver.
Jeśli taki stan rzeczy trwał będzie zbyt długo, spółka albo przepali cały kapitał inwestorów i zbankrutuje, albo w pewnym momencie zawiesi działalność, czekając na wyższe ceny wydobywanych przez siebie metali. W jednym i drugim przypadku oznaczało to jednak będzie zmniejszenie podaży wydobywanego metalu. Jeśli w skali całej branży tego typu procesy odbywać się będą często, w naturalny sposób z czasem podziała to z kolei na wzrost cen metali i przywróci możliwość wznowienia działalności.
Jeśli ktoś nie ma specjalistycznej wiedzy odnośnie poszczególnych spółek, ale mimo wszystko chciałby mieć tego typu lewarowaną ekspozycję na metale szlachetne, może posłużyć się ETFem agregującym podmioty z takiego sektora. Jednym z nich jest chociażby GDX. Poniżej cała historia jego notowań.
Zwróćcie uwagę, że pomimo ceny złota zbliżonej obecnie do ATH z 2011 roku, ETF ten musiałby wzrosnąć ponad 100%, aby znaleźć się w analogicznym do samego złota miejscu. Tu zatem wyłania się najważniejszy wniosek dotyczący timingu inwestycyjnego. Ekspozycja na takie spółki może mieć sens w przypadku, gdy spodziewamy się znaczącego wzrostu marż, a więc albo dynamicznego wzrostu cen wydobywanych metali, albo spadku kosztów (przede wszystkim energii). W obecnej sytuacji oznaczałoby to zatem, że jeśli złoto wybije 2100 USD i zacznie się rozpędzać na północ po opuszczeniu 3-letniego trendu horyzontalnego, owy lewar na spółkach wydobywczych powinien inwestorom wynagrodzić podjęte ryzyko.
Sentyment do spółek górniczych na dnie – rada od Rick’a Rule
Jeśli fundusz GDX zamienimy na NYSE ARCA GOLD BUGS INDEX (dłuższa historia), zachowujący się bardzo podobnie do spółek wydobywczych i utworzymy wykres siły względnej do złota, to zobaczymy, że owe spółki są na przestrzeni ostatnich 25 lat bardzo dobrze wycenione względem samego kruszcu.
„Kupuj je, gdy inni ich nienawidzą i sprzedaj, gdy wszyscy je pokochają” – Rick Rule.
Co ratio górników do metali mówi o perspektywach samych metali?
Pamiętajcie, że słaba passa górników metali szlachetnych nie będzie trwała w nieskończoność. Gdy wydobycie przestanie się opłacać, zwyczajnie zostanie ono zawieszone, pojawią się na szeroką skalę bankructwa w sektorze i w konsekwencji spadnie podaż, co z czasem przełoży się na wzrost ceny. W ostatnich miesiącach już zresztą widać to w przypadku srebra, którego nikt nie jest skłonny przy obecnych cenach dostarczać do COMEX.
Aktualny sentyment do górników metali podpowiada nam zatem, że przestrzeń do trwałego spadku cen metali na niższe poziomy także jest ograniczona. Zresztą historycznie koszt wydobycia często działał jak fundamentalna podłoga. W raportach SRSrocco (poświęconych przede wszystkim zagadnieniom tzw. klifu energetycznego) znajdziemy obecnie szacunki kosztu wydobycia dla złota na poziomie 1550 USD.
oraz dla srebra 20,50 USD.
Innymi słowy w długoterminowym ujęciu znajdujemy się w bardzo ciekawym inwestycyjnie miejscu, w którym spółki wydobywające metale szlachetne leżą na przysłowiowym dnie. Ich zachowanie warto obserwować (choćby śledząc ETFy o tickerach GDX, GDXJ, SIL, SILJ) pod kątem sygnałów wyprzedzających dla samych metali. Pamiętajcie bowiem, że inwestorzy instytucjonalni angażują się w sektor metali szlachetnych przede wszystkim przez postać papierową (interesuje ich ekspozycja na zmianę ceny, a nie aspekty ubezpieczeniowe, charakterystyczne dla postaci fizycznej), a więc najczęściej ETFy zabezpieczone kruszcem oraz spółki. W kontekście ETFów w ostatnich dniach pojawiły się chociażby informacje o zwiększeniu zaangażowania przez instytucje w srebrnym funduszu Sprotta.
Jeśli więc zobaczycie więcej tego typu newsów, ale i również rosnącą siłę względną sektora spółek wydobywczych (np. niechęć do spadków cen ich akcji w trakcie korekt na samych metalach), może to być mocny sygnał, że większe, instytucjonalne kapitały rozpoczynają pozycjonowanie pod kolejną hossę na złocie i srebrze. Sprzyja jej nie tylko fatalny sentyment do spółek wydobywczych (dzięki czemu mamy obecnie bardzo atrakcyjne, relatywne ich wyceny względem metali), ale i brak szerokiego zainteresowania finansowych mediów złotem, pomimo niedawnego nadbicia przez nie ATH. Jesteśmy więc bardzo daleko od fazy „wszyscy je kochają”.
Tomasz Gessner