Przed inwestorami i obserwatorami rynku prawdopodobnie jeden z najciekawszych, ale i najważniejszych dni na rynku w lipcu. Wszystko za sprawą dzisiejszego posiedzenia FOMC i decyzji, którą poznamy o 20:00 naszego czasu. W kontekście tego, co może się wydarzyć, sporo namieszały dane z 13 lipca na temat inflacji CPI za czerwiec. Po ostatnim rekordzie na poziomie 8,6% obawiano się, że ta może dalej wzrosnąć, natomiast wzrost ten oczekiwany był na 8,8%.
Gdy inwestorzy zobaczyli 9,1%, w kolejnych dniach wycena następnego ruchu Fedu szybko zaczęła się przesuwać w stronę pełnych 100pb na dzisiejszym posiedzeniu, co bardzo przypominało sytuację z czerwca, gdzie również rynek na bazie nowych rekordów inflacji za maj przesunął swoje oczekiwania z 50pb na 75pb na czerwcowym posiedzeniu (https://tavex.pl/kopia-czerwcowego-zagrania-ze-stopami-w-usa/), bardzo ułatwiając wówczas Fedowi zadanie.
Od czasu danych o inflacji kurz nieco opadł, a wraz z nim również prawdopodobieństwo podwyżki stóp o 100pb na dzisiejszym posiedzeniu, które daje teraz największe szanse na ruch o 75pb, wyceniany z 75% prawdopodobieństwem.
Taka decyzja nie powinna mieć większego wpływu na rynek, a może i nawet przyjęta zostanie z ulgą (zawsze mogło być 100pb), generując tym samym jakiś przynajmniej krótkoterminowy powrót apetytu do ryzykownych aktywów. Kluczem pozostanie komunikat, ale i zaplanowana na 20:30 konferencja prasowa. To tutaj inwestorzy próbowali będą wyczytać kolejne ruchy Fedu.
Jak daleko stopy mogą zabrnąć?
Jedną z podpowiedzi odnośnie tego, do jakich poziomów Fed może skierować cenę pieniądza, może być zachowanie rentowności obligacji 10-letnich, których szczyt w przeszłości z wyprzedzeniem mniej więcej pokrywał się z obszarem szczytu samych stóp.
Na powyższej grafice widać takie przypadki z poprzednich cykli, przy czym w 2018 roku stopy nie zdołały nawet dotrzeć do poziomu wyznaczonego wcześniej przez rentowności. 10-latki w ostatnich tygodniach doszły do okolic 3,4%, zatem można by przyjąć, że to maksymalny poziom stóp w obecnym cyklu. Gdyby dzisiaj stopy zostały podniesione o 75pb, zostawiałoby to margines na jeszcze jedną podwyżkę o 75pb we wrześniu i końcowe 50pb w listopadzie, bądź coś w mniejszej skali (np. 2x50pb lub 50pb + 25pb). O tym w dużej mierze zdecyduje rynek (skala wyprzedaży aktywów i sentyment) i twarde dane makro, które za chwilę mogą zwiastować poważne kłopoty.
Czy w czwartek dowiemy się o recesji w USA?
Tak się składa, że już jutro zaplanowano publikację danych o dynamice PKB za II kwartał. Ponieważ I kwartał zakończył się spadkiem o 1,6% k/k, zatem jeśli również II kwartał wypadnie pod kreską (oficjalna prognoza to na razie +0,5%), zostałaby wypełniona definicja technicznej recesji. I to będzie poważny problem dla Fed.
W ostatnich dniach zresztą finansowe media obiegły dość zabawne zabiegi prób zmieniania interpretacji tego, jak definiować recesję. Może to tym bardziej podpowiadać, jak będzie wyglądał czwartkowy odczyt.
Zresztą już parę tygodni temu prognozy prowadzone przez oddział Fed z Atlanty uczulały także, że w zakresie wzrostu gospodarczego po II kwartale zbyt wiele spodziewać się nie należy.
Konsumenci w coraz większych tarapatach
Pogarszająca się kondycja gospodarki idzie w parze z coraz większymi napięciami na rynku pracy. W pierwszej fazie na poziomie płac, które mają w ostatnich miesiącach problem z nadążaniem za inflacją.
Gdy kurczą się realne dochody, poza ograniczaniem konsumpcji tam, gdzie można to łatwo zrobić (jako pierwsze mocno ucierpiały wszelkie „usługi subskrypcyjne”) Amerykanie chętnie uzupełniają dziury w domowych budżetach zobowiązaniami zaciąganymi na kartach kredytowych.
Jest to jednocześnie jedna z najdroższych form zadłużania, która szczególnie boleśnie da o sobie znać w obecnym otoczeniu rosnących stóp procentowych w USA, ale i z czasem rosnącego bezrobocia, którego skutki spowodują kłopoty z jego obsługą.
W konsekwencji Fed będzie miał poważny problem z kontynuacją podwyżek stóp w dotychczasowym tempie i właśnie na jesień możemy zobaczyć jakieś sygnały „pauzowania”, które najprawdopodobniej z wyprzedzeniem zaczną już dyskontować aktywa finansowe. Poniżej wykres sentymentu wśród zarządzających aktywami, którzy od początku prowadzonego przez Bank of America badania nie byli jeszcze tak skrajnie negatywnie nastawieni względem perspektyw poprawy zysków.
Pamiętajmy tym samym, że zwykle wnioski ze wskaźników sentymentu czytamy odwrotnie, a więc skrajny pesymizm pojawia się przeważnie w okolicach rynkowych dołków.
Czekamy zatem na to, jaką decyzję podejmie dziś Fed, a przede wszystkim na to, czy Jerome Powell „mrugnie okiem” do inwestorów, czy też jeszcze tego nie zrobi. Wiele powie poziom nacisku, jaki położy na omówienie słabnących danych makro. Gdyby z jego tonu wynikało, że Fed już dostrzega zagrożenia dla wzrostu gospodarczego i wiążących się z tym napięć dla rynku pracy (poza inflacją jego kondycję także musi brać pod uwagę przy prowadzeniu polityki monetarnej), inwestorzy również odczytać to mogą jako „mrugnięcie okiem”.
Pewną formą takiego „mrugnięcia” jest już chociażby zakres wyprzedaży aktywów z bilansu, który od czerwca miał być realizowany na poziomie 47,5 mld USD miesięcznie, by od września przyspieszyć do 90 mld USD. Jak widać na powyższym wykresie, na razie za wiele z tego nie wyszło (od 1 czerwca do poprzedniej środy bilans skurczył się raptem o 16 mld USD).
Tomasz Gessner