Amerykański rynek pracy zaczyna się sypać.
Zawsze można powiedzieć, że to nie nasz problem. Rzecz w tym, że to osłabienie może się okazać pierwszą kostką upadającego domina, które uderzy za chwilę w globalny rynek akcji.
62% dorosłych Amerykanów ma ekspozycję na akcje, a konsumpcja stanowi około 68% PKB, więc spadki wycen szybko odbiją się na wydatkach gospodarstw domowych przez tzw. efekt majątkowy.
Działa on w obie strony — napędza konsumpcję podczas hossy na giełdzie, ale gdy majątek giełdowy maleje, ciągnie ze sobą też wydatki konsumpcyjne. Rosnące bezrobocie, a z tym zaczynamy mieć obecnie do czynienia, ogranicza stałe wpłaty do funduszy, a w razie potrzeby wymusza także sprzedaż aktywów.
W pewnym momencie (niektóre szacunki mówią o 5-6% stopie bezrobocia) automatyczne napływy na rynek akcji od osób pracujących mogą się zrównać z odpływami realizowanymi przez bezrobotnych, którzy z kolei zaczną wykorzystywać swoją poduszkę finansową przechowywaną w aktywach inwestycyjnych.
Wówczas wahadło ryzyka może się przechylić w stronę zwiększającą ryzyko gwałtownej przeceny na indeksach. Ryzyko to potęguje także rekordowa koncentracja. „Wspaniała Siódemka” to już ponad 30% S&P 500, a kapitalizacja indeksu bije rekordy przekraczając 50 bln dolarów.
Na strukturalną zadyszkę rynku pracy nakłada się jeszcze sztuczna inteligencja, która z czasem może rozpędzić wzrost stopy bezrobocia, a więc i nasilić procesy korzystania ze znajdującej się na rynku akcji poduszki bezpieczeństwa.
Co prawda w takim otoczeniu Fed prawdopodobnie szybciej zetnie stopy, ale jeśli będzie to robił przy wciąż niezakotwiczonej w 2% celu inflacji, ryzykuje kontynuacją (a realnie wręcz przyspieszeniem) erozji siły nabywczej dolara.
Szczegóły w wersji video:
Tomasz Gessner
Tavex