Stwórz nowe powiadomienie cenowe

Mocny rynek pracy w USA, czy pudrowanie rzeczywistości?

Autorem artykułu jest Tomasz Gessner – opublikowano w kategorii Komentarze rynkowe TavexNews dnia 10.08.2022
Cena złota (XAU-PLN)
9353,37 PLN/oz
  
- 4,50 PLN
Cena srebra (XAG-PLN)
109,46 PLN/oz
  
- 0,89 PLN
TavexNews: Mocny rynek pracy w USA, czy pudrowanie rzeczywistości?

Stopień uzależnienia rynków finansowych od działań banków centralnych jest powszechnie znany. Lata prowadzenia programów skupu aktywów, zwanych jako luzowanie ilościowe (QE), czy utrzymywania ceny pieniądza na poziomach zbliżonych do zera, wypaczyły rynki finansowe i wyceny aktywów do granic możliwości. Jednym ze wskaźników, który dobrze obrazuje skalę przewartościowania amerykańskich akcji, jest tzw. wskaźnik Buffetta, mierzący kapitalizację amerykańskiego rynku akcji względem PKB. Co do zasady, wyceny szerokiego rynku akcji powinny odzwierciedlać w długim terminie tempo wzrostu całej gospodarki. Jakby nie patrzeć, akcja jest częścią przedsiębiorstwa, a przedsiębiorstwo częścią gospodarki, które się w jej realiach porusza.

Przed zapowiedziami zaostrzania polityki monetarnej przez Fed, przekroczył on 200%, a więc kapitalizacja amerykańskiego rynku akcji była ponad 2-krotnie wyższa od wielkości gospodarki. Po korekcie wycen z ostatnich miesięcy obecnie wynosi on ok. 180% i znajduje się 40% powyżej długoterminowej średniej.

Gdy rynek został przyzwyczajony do taniego pieniądza i skupu aktywów, nic dziwnego, że w coraz większej mierze skupia się tylko na kolejnej dawce taniego kapitału, zamiast na realnej gospodarce, którą powinien odzwierciedlać. I nic dziwnego, że tak histerycznie reaguje, gdy tę dawkę próbuje się mu zmniejszać.

Inflacja i rynek pracy w centrum zainteresowania

Tym krótkim wprowadzeniem zmierzam do tego, że rynki finansowe są obecnie skrajnie wyczulone na każdy, potencjalny ruch Fedu w zakresie perspektyw dalszego kształtowania polityki monetarnej. Śledząc z kolei elementy, do których Fed przywiązuje szczególną uwagę wiemy już, że obecnie liczą się praktycznie dwie kwestie: rynek pracy i inflacja. Temat inflacji zostawmy na inną okazję zwłaszcza, że najnowsze dane właśnie przed nami, natomiast bardzo ciekawie robi się na rynku pracy, któremu przyglądaliśmy się niedawno w tym wpisie => https://tavex.pl/rynek-pracy-glownym-punktem-zaczepienia/

Wspomniałem wówczas, że nie wszystko wygląda tak dobrze, jak próbują to przedstawiać rządzący w USA, czy też decydenci w zakresie polityki monetarnej. Przypomnę, że to na silnym rynku pracy oparta jest obecna narracja silnej gospodarki, ale i wypierania się recesji, która technicznie stała się przecież faktem (dwa kwartały z rzędu ujemnego PKB). Tak się natomiast składa, że w miniony piątek, jak w każdy pierwszy piątek miesiąca, była okazja zapoznać się z raportem z amerykańskiego rynku pracy, w którym rynek koncentruje się nie tylko na stopie bezrobocia, ale przede wszystkim zmianie zatrudnienia poza rolnictwem, czyli tzw. „payrollsach” (NFP). To wówczas finansowe, ale i ogólne media obiegła wiadomość, że w amerykańskiej gospodarce przybyło w lipcu aż 528 tys. nowych miejsc pracy. Trzeba przyznać, że taka zmiana robi wrażenie, zwłaszcza przy oczekiwaniach na poziomie 250 tys.

W pierwszej reakcji dane popsuły nieco sentyment na rynkach. Pamiętajmy, że ten jest uzależniony od Fedu, a tak silne dane oznaczają, że po względnie gołębiej konferencji Powella po lipcowym posiedzeniu, w oczy zaczął ponownie zaglądać strach przed wzmocnieniem jastrzębiego tonu, przesuwając chociażby oczekiwania w zakresie wrześniowej podwyżki stóp z 50pb ponownie na 75pb.

Patrząc na tak mocny odczyt danych o zmianie zatrudnienia i mając w pamięci niedawne wnioski z pozostałych komponentów danych z rynku pracy i jego otoczenia, można się zastanowić, jak to możliwe.

Diabeł tkwi w… metodologii

Jeśli spojrzymy na szczegóły, od razu widać, skąd wzięły się te statystyczne sukcesy, którymi można pochwalić się w mainstreamowych mediach. Dane o zmianie zatrudnienia oparte są na ankietach przeprowadzanych na przedsiębiorcach (Establishment Survey) oraz gospodarstwach domowych (Household Survey), przy czym do kalkulacji zmiany zatrudnienia brane są tylko te od przedsiębiorców. Co ważne, te kalkulacje nieco się różnią.

Źródło: Zerohedge.com

Jeszcze do marca odczyty z ankiet były względem siebie zbliżone. Od tego czasu coś się jednak zmieniło. I to solidnie, bowiem różnica powiększyła się już do 1,8 mln. Jak wiemy, szalejąca inflacja, spadające realne wynagrodzenia, czy zasypywanie dziur w domowych budżetach szybko rosnącym zadłużeniem na kartach kredytowych, zmusiły wielu Amerykanów do szukania dodatkowego zajęcia.

Rosnąca z kolei ilość wniosków o zasiłki (także tych kontynuacyjnych), czy spadający stopień partycypacji w rynku pracy (wykres powyżej), także podpowiadały, że z gospodarką nie jest tak różowo, jak się to przedstawia. W tej sytuacji wielu Amerykanów zdecydowało się na dodatkową pracę, aby podreperować domowe budżety.

Źródło: Zerohedge.com

I tu tkwi haczyk zmiany zatrudnienia. Ankietowani przedsiębiorcy raportują bowiem zmiany miejsc pracy niezależnie od tego, czy jest to pełen etat, część etatu, czy też może dwa pełne etaty. Innymi słowy nie liczy się pracownik, tylko miejsce pracy. Jeśli zatem ktoś stracił pracę na pełnym etacie (-1), a w jej miejsce zdołał znaleźć trzy zajęcia dorywcze (+3), na poziomie raportowanej przez przedsiębiorców zmiany zatrudnienia zobaczymy netto dwa nowe miejsca pracy. Co więcej, do zmiany zatrudnienia nie wlicza się także właścicieli prowadzonych działalności gospodarczych, którzy jakby nie patrzeć po zamknięciu biznesów również zasilać będą szeregi bezrobotnych.

Źródło: Zerohedge.com

Powyżej wykres zmiany zatrudnienia, ale wynikającego z ankiet przeprowadzanych w gospodarstwach domowych, a nie przedsiębiorstwach. Jak widzieliśmy na porównaniu na wcześniejszym wykresie, od okolic marca coś się zmieniało.

Źródło: Zerohedge.com

W tym okresie gospodarstwa, gdzie pod uwagę bierze się już ilość pracujących, a nie ilość miejsc pracy, raportują spadek zatrudnienia na jeden pełny etat oraz część etatu. Jednocześnie rośnie udział pracy na wielu częściach etatu, ale i dwóch pełnych etatach i to do wartości, które nie były widziane od dwóch dekad.

Źródło: Zerohedge.com

Gdyby zatem trzymać się zmiany zatrudnienia raportowanego przez gospodarstwa domowe, a nie składanego z wielu części etatu, czy dwóch pełnych etatów, zamiast 528 tys. zobaczylibyśmy w lipcu 179 tys. Craig Hemke z TF Metals Report zwracał w ubiegłym tygodniu również uwagę na korektę o prognozowany wskaźnik różnicy urodzeń-zgonów. Za lipiec przyjęto wartość 309 tys.

Źródło: https://www.bls.gov/web/empsit/cesbd.html

Jakie wnioski płyną z powyższych danych?

Amerykanie w ostatnich miesiącach zaczęli pracować więcej, na coraz słabszych jakościowo miejscach pracy, z których dochody realnie (po uwzględnieniu inflacji) spadają. Zmuszeni są więc de facto pracować więcej za mniej.

Mocny wzrost zmiany zatrudnienia raportowanego przez przedsiębiorstwa, choć ładnie wygląda w mainstreamowych nagłówkach, zwłaszcza przed zbliżającymi się listopadowymi wyborami połówkowymi, wynika przede wszystkim z rozwadniania pełnoetatowych miejsc pracy. Czy tak wygląda rynek pracy w silnej gospodarce? Każdy może już intuicyjnie ocenić we własnym zakresie. Fedowi może to jednak wystarczyć do przeciągnięcia w czasie jastrzębiej retoryki i próby zbicia inflacji.

Tomasz Gessner

Możesz chcieć również przeczytać